Impressum

z cyklu: archiwalia
Bolesław Greczyński
(1951-1995)

 



"Echo Krakowa", 20 września 1976:

Bolesław Greczyński przygotował wystawę na Wielki Temat. Z najsilniejszymi atrybutami mitologii człowieka: Maską, Ikarem, Ukrzyżowaniem. Z tragiczną wiarą w ekspresyjne możliwości sztuki dotknął tego, co w Wielkim Temacie najboleśniejsze: Wielki Temat, mimo że nieśmiertelny, jest – martwy. I martwy nie tą śmiercią przynależną bogom, lecz przez odwieczne niespełnienie: spełnieniem Tematu stałoby się tylko jego przezwyciężenie.

Ukryty przed światłem dziennym, w piwnicach Galerii Teatralnej przy ul. Szpitalnej 21, ukazuje swoją siłę biernie, może z refleksją, ale bez chęci podjęcia powołania. Nowością dla niego jest tylko czas – i „każdy następny dnień”. Lecz jest od razu zdeterminowany tym, że „dziś już te mity nieważne, a tylko to my, dalej; bez wiary, kontynuujemy stary czas: oddajemy uczucia religiom, doszukujemy się w nich prawd, rozwiązań, symboli, pozwalamy nie powstawać naszej aktualnej sile”. Na przykład nasze słowa – czy mamy własne, czy tylko te od wieków oddane wszelakim rytuałom? Czy nie powstrzymujemy nowy głos tendencyjnie, by tym sposobem zwiększyć jakość tragedii.

„Głos? Zbyt, niestety, ciężki, mogę nie udźwignąć własnego głosu – pisze zaledwie parę tygodni temu Jerzy Andrzejewski. - Więc skrzydeł głosowi. Nadzieja osłania się maską znużenia? Zatem skrzydeł dla nadziei? Oto zryw! Lecz dumny lot trwa śmiertelnie krótko, ludzie nawet dojrzeć go nie zdążą”.

Więc czyżby to z powodu śmiertelnie krótkiej chwili lotu powstaje tyle przedstawień jednej sztuki? I ci sami widzowie, aktorzy, ta sama mądrość – setki lat i świadomość bez ruchu w Wielkim Temacie. Nawet zmęczone niebo nie jest otwarte, bezkresne, ale stało się zawieszoną pod sufitem szmatą. Mimo to Wielki Temat działa, szczególnie jego peryferie są zachłanne.

Niedawno przez kilka dni chodziłam z jednej wystawy na drugą. Na każdej przedstawiona tragedia człowieka. Wreszcie w pewnym momencie weszłam nie na wystawę, ale w miejsce, w którym trwała „sytuacja artystyczna”, coś jak happening. Gdy usiadłam przy stole, na którym znajdował się talerz, a na resztkach jedzenia leżał znaleziony gdzieś przypadkowo w mieście gołąb z ukręconą szyją, po krótkiej chwili wzięłam widelec i nóż i zabrałam się do krajania gołębia. Nóż był tępy, trudno było cokolwiek pokroić, lecz starałam się to robić i przestałam dopiero wtedy, gdy jeden z organizatorów „sytuacji”; z miłym uśmiechem spytał: „Po co męczyć to stworzenie, skoro już dość namęczyło się, zanim zdechło!”. Dlaczego wtedy przyczepiłam się do tego gołębia – nie wiem. Teraz wydaje mi się, że był to tylko mechanizm. Lecz wpaść tak łatwo w mechanizm, to raczej sprawa niepokojąca. Bo znaczy, te zgadzam się na martwość własnych gestów a tym samym są chwile, w których przyjmuję – cóż z tego, że ze znużeniem – każdy symbol. A czyż właśnie nie nasza bierność powoduje trwanie symboli, a im bardziej idealna ich historia, tym większe mają u nas powodzenie. Inne piękne słowa Andrzejewskiego: „Najdłużej wśród obszaru obojętnego morza tonie pięta breughlowskiego Ikara. Otóż to. Heroiczne powołanie. Milczeć z głową w otchłani i ginącą piętę pokazywać”.

Odkładam Maskę, Ikara, Ukrzyżowanego – i stoję otoczona cyklem Greczyńskiego (bo taki też jest zamysł inscenizacyjny wystawy: widz w środku, cykl wokół). Od powstającej twarzy człowieka, przez wszystkie niedające się ominąć spięcia i uspokojenia do śmierci i znów powstającej twarzy. I jeszcze prawdziwe pióra, z których zostały uszyte skrzydła martwego Ikara, przez tę dosłowność zdające się właśnie mówić nie o Ikarze a o samym Ikara micie – zamęczonym przez nas. Ikar umarł nie dlatego, że spadł, lecz w trakcie lotu – naszego lotu. To samo zresztą jest z pozostałymi częściami Wielkiego Tematu: przedmiot tej sztuki nie wydaje owoców a wyjałowiony jest przez nie nasyconą potrzebę posiadania go. Taką potrzebę mają tylko kochający, a my tacy już jesteśmy i tym się szczycimy. Kiedy jednak posiądziemy wyobrażenie – nakładając jego Maskę – przekształcamy je w rzeczywistość. W ten sposób aklimatyzujemy się i możemy zacząć cytować; cytatów nigdy nie zabraknie.

Lecz jest jeszcze na wystawie – między końcem a początkiem cyklu – płótno naciągnięte wprawdzie na blejtram, ale nie zamalowane. I umieszczenie jego wydaje mi się równie ważne, jak umiejętności malarskie Greczyńskiego, jego skłonność do budowania wizji, szerokiego gestu. Gdyż w całym cyklu Wielkiego Tematu, odradzającym się wciąż i wciąż we własnym kręgu – to czyste płótno stanowi dotyk czystej dłoni, próbującej nieznany grunt.

 

Ikary w Cieszynie
https://www.youtube.com/watch?v=Jk8xPcTytFs

Prace nad instalacją "Ikary" Bolesława Greczyńskiego podczas Festiwalu Szkół Artystycznych w Cieszynie 1976 Towarzyszyli: Galina Dokowa, Małgorzata Bundzewicz, Cezary Ulasiński, Krystyna Sztaba (Damar), Wojciech Sztaba (kamera)