Witkacy fotografuje. Witkacy na fotografii.
Fragment dyskusji w Teatrze Narodowym w Warszawie 24 lutego 2007 z udziałem Janusza Deglera, Stefana Okołowicza, Leszka Sokola i Wojciecha Sztaby.
WOJCIECH SZTABA:
Wszelka systematyka, jaką buduje się wokół twórczosci artysty przedstawia zwykle własny obraz opisywanego zjawiska i przez to oddala ją od nas. Twórczość Witkacego, tak bogata w gatunki, tematy i wydarzenia kusi wręcz badaczy do ukladania coraz to nowych całości. Również podział fotografii Witkacego na dwa okresy odpowiadające „świadomości obrazu” i „obrazu świadomości” to piękny metaforyczny skrót na to, co artysta czy odbiorca mogą od obrazu oczekiwać, z drugiej jednak strony może spowodować, że zdjęcia Witkacego oglądać będziemy „uprzedzonym” okiem.
Proponuję więc zacząć od początku, od oglądania fotografii, tak, jak się zaczęło też nasze tu spotkanie, a refleksję teoretyczną trzymać krótko, jak najbliżej oglądanych zdjęć. Uważam, że tytuł naszego spotkania już taką postawę zapowiada: „Witkacy fotografuje / Witkacy na fotografii” zwraca się przede wszystkim w stronę faktów.
Podam parę przykładów tematów, które pojawiają się się podczas bliskiego oglądaniu fotografii Witkacego.
Pierwszym jest klasyczne pytanie dyscyplin historycznych o stan badań. Przegląd fotografii Witkacego unaocznia, jak bogaty ilościowo i tematycznie jest ten rozdział jego twórczości. Wiemy, że materiał znany z książek i wystaw stanowi tylko część nieznanej całości, że wiele fotografii przypuszczalnie bezpowrotnie zaginęło. Na ile reprezentatywna jest zachowana część? Czy gdyby inne fotografie nagle się odnalazły, zmieniłyby nasz obraz Witkacego-fotografa? Czy potwierdziłyby tylko to, co już znamy? A może fotografował też zupełnie coś innego? A w takim razie, jak uprawomocnione są ogólne wypowiedzi, podziały i interpretacje na temat jego fotografii?
Następny temat to fotografie Witkacego w kontekście historycznym. Jak wygląda np. sprawa malarskości jego fotografii, szczególnie w okresie początkowym? W jego czasach fotografowie starali się uprawomocnić nową dziedzinę jako sztukę. Najprostszym sposobem było porównanie, a raczej zrównanie fotografii z malarstwem. Rzecz była żywo dyskutowana, każda dyskusja na temat tego, co jest istotą fotografii, miała punkt wyjścia w malarstwie. Postulowano, by fotografia zrezygnowała z nadmiernej dokładności, z rejestrowania wszystkiego w polu widzenia kamery. W tym celu fotograf powinien celowo starać się robić nieostre zdjęcia poruszając kamerą albo, jeszcze lepiej, poruszając kliszą. Ten pogląd z pewnością odgrywał rolę w poglądach Witkacego; używał szlachetnych technik fotograficznych, co powodowało podobną malarstwu miękkość obrazu. Również fotografia pejzażowa Witkacego bliska jest kompozycjom malarskim. Ale zarazem, jak słusznie zauważył Stefan Okołowicz, odbiega, uwalnia się od malarskości komponowanych, realistycznych pejzaży (studia fal). Uwagi te dotyczą wczesnych fotografii Witkacego. A jak wygląda porównanie jego późniejszych pomysłów (jak studia min, inscenizowane mini-scenki, zdjęcia z samowyzwalaczem) ze współczesną mu fotografią?
Temat kolejny to portrety psychologiczne. Zajmują wiele miejsca w twórczości tak malarskiej (Firma Portretowa), jak i fotograficznej (ciasne kadry). Ale na czym polega ich psychologizm? W jaki sposób możemy „czytać” w twarzy? W portretach Witkacego szczególnie wyeksponowane są oczy. Powiada się, że oczy są zwierciadłem duszy. Czy rzeczywiście możemy przez nie zajrzeć w głąb psychiki człowieka? Czy jest to tylko retoryczny zwrot? Efekt fotografii z lampą błyskową, tzw. czerwone oczy, zamyka skutecznie owo wejście wgłąb duszy. W prtretach pastelowych potrafił Witkacy wyrazić bardzo skomplikowaną sytuację psychologiczną, poprzez formę, raz gładką, raz ekspresyjną, i poprzez dodatkowe atrybuty i przedstawienia w tle. W portretach fotograficznych stosuje zupełnie inne środki. Tu psychologiczna gra odbywa sie na różnych poziomach postrzegania – modela, fotografa, kamery i widza. Dochodzi w tym do bardzo, moim zdaniem, interesujących rezultatów.
Osobną grupę tworzą prace, których środowiskiem jest tekst. Czyli fotografie z anegdotą albo z podpisem. Witkacy nie boi się anegdoty, jego rysunki są zwykle gęsto pokryte rozmaitymi komentarzami, także portrety posiadają rozbudowaną sygnaturę, a oryginalne odbitki fotografii mają na odwrocie dodatkowe teksty, dodające im nowego wymiaru. Jedną z pierwszych takich literackich fotografii, choć nie przez niego bezpośrednio sporządzoną, jest Ja w beczce z 1899 roku. Obraz świetnie skomponowany, chociaż „zdalnie”, bo – jak pisze Witkiewicz na odwrocie odbitki – fotografię „zdejmowała Andzia” Możemy sobie wyobrazić całą sytuację - Witkacy wyłania się z beczki i mówi, „Andziu, teraz”, a Andzia robi zdjęcie. Znane serie Lokomotyw też w zasadzie zawierają wątek literacki, bowiem autor opisuje w nich pewien zbiór. Te zdjęcia, łącznie z dodatkowymi opisami, tworzą swego rodzaju opowieść w obrazach. Tym sposobem opowiadania bedzię się Witkacy posługiwał później w latach 30tych m.in. w seriach min. A nawet i tam, gdzie nie ma pisemnego komentarza, rola retoryki jest zauważalna, jak w portrecie zamyślonego Tadeusza Micińskiego trzymającego wypchanego rysia – to jeden z najlepszych przykładów komizmu w portrecie.
Wreszcie temat trudny: jakie jest miejsce fotografii w systemie estetycznym Witkacego, w kontekście Czystej Formy, czyli kluczowej kategorii jego poglądów na sztukę. W jakim dziale twórczości Witkacego umieścić należy fotografię wiedząc o tym, że on sam nie uważał jej za sztukę – jak nie uważał za sztukę malarstwa realistycznego, portretu psychologicznego czy powieści? Również ten temat należy rozpatrywać w bliskości z oglądaniem obrazów. Bohdan Michalski w artykule Witkacego portret nowoczesny: myślę... i czuję swoje ciało, więc jestem (w: Między teatrem a literaturą. Księga ofiarowana Profesorowi Januszowi Deglerowi w 65. rocznicę urodzin, Wrocław 2004) zwraca uwagę na aspekt filozofii Witkacego, który dla jego teorii sztuki, a szczególnie teorii Czystej Formy ma ogromne znaczenie. Chodzi mianowicie o „psychofizyczność”, pojęcie pojawiające się w tytule pracy uzupełniającej główne dzieło filozoficzne Witkiewicza. Witkiewicz mówi tu o szczególnej roli ciała, będącym łącznikiem ze światem zewnętrznym, łączy świadomość z tym, co wobec niej zewnętrzne. Dotykamy przedmioty znajdujące się na zewnątrz nas, tak, jak własne ciało dotykamy od wewnątrz (Michalski). Tak też się dzieje w tworzeniu i odbiorze sztuki. W odczuciu związku psychiki i ciała realizuje się Czysta Forma. Nie jest ona abstrakcyjnym, wykoncypowanym pojęciem, lecz łączy w sobie myśli i odczucia, jest teorią stworzoną, o czym trzeba pamiętać, przez malarza, przez praktyka. Wyobraźmy sobie malarza, którego dążeniem jest namalowanie obrazu bliskiego Czystej Formy. Przedmiot, który będzie małował, nie interesuje go jako obiekt, lecz jako przez niego samego odczuty, dotknięty wewnątrz ciała, zobaczony w świadomości, w oku – obraz. I ten właśnie obraz, z całym kompleksem towarzyszących mu przeżyć, wrażeń zmysłowych i myślowych, będzie znajdował swoją formę na obrazie - poprzez oko i rękę malarza, poprzez dotyk pędzla,. Ludzie którzy sami rysują i malują zrozumieją to najszybciej: człowiek odnajduje tę formę w sobie, w oku i w palcach.
Natomiast malarz realista będzie dostrzegał wszystkie właściwości przedmiotu, będzie się zastanawiał, w jaki sposób odda jego kolor, strukturę – nie chodzi mu o odczucie, lecz o oddanie całości. Dla malarza Czystej Formy decydujący jest natomiast moment fizyczno-psychicznej jedności tego, co maluje, z tym, co odczuwa i co widzi.
W tym kontekście fotografia oczywiście nie mogła być dla Witkacego sztuką Czystej Formy, ponieważ buduje ona obrazy z elementów danych, gotowych. Nie ma w niej tego zaangażowania psychofizycznego, nie ma momentu działania, stawania się obrazu na płótnie, nie ma związku między ręką, pędzlem a okiem, tej jedności wielu wrażeń, którą odbiorca również w sobie musi odnaleźć. Kiedy bowiem oglądam obraz – to jakby rekonstruuję moment jego powstawania. Obrazy nie są czymś wykoncypowanym – powtarzał Witkacy – są przeżyciem, czymś, co się w nas, w artystach i widzach, dzieje.
Czy odczuwamy dzisiaj podobne emocje także podczas oglądania fotografii? Nasze pojęcie i odbiór sztuki są już inaczej zaprogramowane - przez kody widzenia obrazów, które wywodzą się od Duchampa. Fotografia była jakby pierwszym krokiem do ready made, do przedmiotów gotowych, do przedmiotów znalezionych. To fotografia znalazła realne przedmioty, kawałki tego świata w wizjerze kamery. Stąd był już tylko krok do tego, by ten kawałek świata postawić w muzeum na postumencie. Od dawna żyjemy już z tego rodzaju pojęciem sztuki, które pozwala nam zobaczyć również w rzeczywistości możliwość stawiania się, dziania, formy artystycznej. Ale to już inna gra, nieznana jeszcze Witkacemu.
(...)
WOJCIECH SZTABA: Dla mnie serie min, gęb, mają charakter próbnych zdjęć filmowych. Są to mini-etiudy, mini-scenki, które Witkacy gra do kamery, jakby pokaz jego aktorskich zdolności, które w prawdziwej produkcji filmowej nie było mu dane wypróbować.
Mówiąc wcześniej o portretach psychologicznych, miałem na myśli jego serię zbliżeń, ciasnych kadrów, uzyskanych za pomocą spreparowanej kamery. Zdjęcia pokazują tylko wycinek twarzy. Nasza uwaga koncentruje się na oczach, reszta bardzo często pozostaje nieostra. Ten malarski chwyt ma zapobiec rozproszeniu uwagi widza. Przez redukcję detali przypominają zdjęcia paszportowe. To bardzo częsty chwyt w sztuce współczesnej: zdjęcia, które z dystansem, chłodno pokazują portretowane osoby, bez emocji, bez pozowania i dodatkowych gestów, pokazują tylko twarze i oczy, patrzące wprost do obiektywu. Podobny efekt stosował Witkacy. Portretowani na jego zdjęciach hipnotyzują widza, trzymają go wzrokiem w szachu. Kto wytrzyma dłużej tę próbę wzroku? I co ja, widz, mogę w tych oczach zobaczyć? ... Nie widzę duszy modela, widzę siebie, własne przeżycia, przemyślenia, własne odczucia i emocje – tak jakby te portrety odbijały do mnie, w moją stronę, moje spojrzenie i moje pytania. Portrety Witkacego, które nazywamy psychologicznymi, są rzeczywiście w sposób wyrafinowany psychologiczne, ale nie tak, jakby się można spodziewać: ich obiektem jestem ja sam, który te portrety oglądam.
Czasem jednak w tę próbę spojrzeń wkrada się chwila nieuwagi, słabości portretowanej osoby: odwraca wzrok od kamery, od oczu widza, patrzy trochę w bok. I w tym właśnie momencie poddaje się widzowi, jego obserwacji. Teraz widz może ją spokojnie podglądać, zauważa szczegóły, jej nastroje, jej smutek, albo powagę. To również, zdaje się mówić Witkacy, należy do repertuaru psychologicznego portretu.
A jeśli jeszcze wiemy, kim byli portretowani, jakie historie, jakie anegdoty są z nimi związane, to wtedy z tych psychologicznych portretów rodzi sie teatralny spektakl. Witkacy inscenizuje go bardzo prostymi metodami, w zasadzie samą formą. Jedno z wczesnych zdjęć przedstawia Jadwigę Janczewską, narzeczoną Witkacego, i jego matkę. Siedzą przy stole, każda przy innym boku, nie patrzą na siebie, lecz wprost przed siebie. Ich spojrzenia spotykają się dokładnie w środku zdjęcia. Czujemy wielkie napięcie w tej scenie.
STEFAN OKOŁOWICZ: Ale właśnie pośrodku stoi talerz Witkacego – z widelcem i z nożem, bo on właśnie odszedł od stołu.
WOJCIECH SZTABA: Właśnie, jest nieobecny na scenie sztuki jakby wziętej z teatru Czechowa.
Wśród moich ulubionych zdjęć Witkacego są także te z podwójnym naświetleniem, wykonane z samowyzwalaczem. Jedno zdjęcie przedstawia Witkacego z Oknińską. Oknińska pojawia się tu jak zjawa na tle okna, jest prawie niewidoczna, zza niej przeziera krzesło i stół, przy którym siedzi. Pendent tego zdjęcia jest zdjęcie Witkacego z żoną. Witkacy siedzi z nią przy stole, tym razem to on jest cieniem, przez który widać podziały okna. Ponieważ Witkacy lubił się bawić słowami, to przypuszczam, że tutaj może mieć pewne znaczenie skojarzenie okno – Oknińska. Na tym pierwszym zdjęciu z Oknińską Witkacy przedstawia się całkiem wyraźnie, patrzy badawczo do kamery. Na drugim zdjęciu nie ma Oknińskiej, jest żona, a Witkacy występuje jako „duch” z oknem w tle.
STEFAN OKOŁOWICZ: Efekt mógł być uzyskany dlatego, że to nie jest okno, tylko jasny punkt. Tak się złożyło, że okno jest jasnym punktem, ale mogłyby nim być drzwi…
WOJCIECH SZTABA: Ale wybrał okno. Jest też inne zdjęcie, w którym Oknińska jest pokazana z oknem, myślę o zdjęciu z krzyżem (okna) w środku. Na pewno wybrał ten motyw całkiem świadomie. Witkacy operował formą w sposób celowy, to nie były przypadki, dobrze wiedział co fotografuje i jak.