Impressum
wersja polska

 

Es genügt nicht, den ungeheuerlichen Hintergrund des Konzentrationslagers zu erkennen – der Kern der Heiligkeit muss aufgedeckt werden. In Auschwitz waren zu einer Seite die Un-Menschen, zur anderen – Heilige. Und dazwischen das große Reich der Opfer, die sich im Abseits solcher Klarheit am Grat zwischen Durchschnittlichkeit und der Heiligkeit bewegten.

Wir wissen nicht, was Edith Stein am Ende ihres Wegs fühlte. Wir wissen weder, was sie dachte, noch, wie sie betete, was ihre letzten Gesten waren. Wir werden dies nie erfahren. Dennoch, sowohl im Licht ihres Testaments wie im Licht der Kreuzwissenschaft*, und besonders im Lichte dessen, wie sie vor der Bekehrung - und danach umso mehr - handelte, dürfen wir ahnen, dass sie Gott gänzlich vertraute, dass sie voller Inbrunst betete, dass sie wie der heilige Stephanus den Henkern vergab, dass sie mit den Leidensgenossen mitfühlte, dass sie an der Seite des Gekreuzigten ging, Freunde und Feinde bis zum Ende liebend.

Wojciech Sztaba stellte sie dar, als wäre sie in der Betrachtung des Lichts versunken. Auf der Schulter der Karmelitin liegt eine Hand. Der Maler hat sich nicht geirrt. Lange vor ihrem Tod schrieb sie in einem Brief: „Schon ein Anderer hat seine Hand auf mich gelegt“ (ich zitiere aus dem Gedächtnis). In Birkenau war es nicht nur die Hand des Gekreuzigten. Es war auch die Hand des auferstandenen und angebeteten Christus in aller Herrlichkeit.

Der Mensch versetzt in Erstaunen. Verwundert der Unterschied des Endes vom Anfang. Verblüffend das Leben des Menschen. Das menschliche Schicksal überrascht. Es verwundern die Lebensentscheidungen. Besonders im Fall solcher Menschen wie Edith Stein. Nach Auschwitz ging sie mit einem lumpigen Bündel. Darin aber war ihr ganzes Leben. In dieses Bündel passten ihre Geburt und ihre Herkunft und alle Schläge ihres Herzens, alle Fragen, Zweifel, Erkundungen, Entdeckungen, Erleuchtungen ihres Verstandes.

Dieses elende Bündel fasste die Werte ihrer Entscheidungen, aus denen die Hingabe zum Licht und zum Guten, zu den Werten und zum Menschen, zur Liebe Gottes klangen. Ein wie beliebiges Bündel verbarg ihre Berufung: die einer Denkerin und Erzieherin, einer Mitbürgerin und Zeugin der Zeit der Verachtung, einer Karmelitin und Märtyrerin. Dämonische Kräfte stürzten sie in den Abgrund der Vernichtung. Dennoch fand sie dort – den Umständen zum Trotz – die Unermesslichkeit des Seins, des Lebens, des Lichts, der Liebe.

Witold Broniewski
aus: Witold Broniewski, Edyta Stein, obecna i bliska, Toruń 2007

*Edith Stein: Kreuzwissenschaft, Kommentar zu den Schriften von dem heiligen Johannes vom Kreuz

Nie wystarczy dostrzeganie potwornego tła obozowego, trzeba odsłonić sedno świętości. W Oświęcimiu byli bowiem z jednej strony ludzie-potwory, a z drugiej strony święci. A mię­dzy nimi wielka rzesza ofiar, które mniej widocznie posuwały się po grani między przeciętnością a świętością.

Nie wiemy, co Edyta Stein czuła u kresu swej drogi. Nie wiemy, o czym myślała, ani jak się modlila, wreszcie jakie były jej ostatnie gesty. Nigdy się tego nie dowiemy. A jednak zarówno w świetle jej testamentu jak również w świetle Kreuzeswissen­schaft*, a w szczególności zaś w świetle tego, jak postępowała na­wet już przed nawróceniem, a tym bardziej po nim, wolno nam się domyślać, że całkowicie zawierzyła Bogu, że modliła się ży­wiołowo, że jak św. Szczepan przebaczała oprawcom, że współ­czuła dotkniętym tym samym losem, że szła obok Ukrzyżowa­nego miłując do końca przyjaciół i nieprzyjaciół. Wojciech Sztaba przedstawił ją jakby wpatrzoną w światło.

Na ramieniu Karmelitanki spoczywa ręka. Malarz się nie my­lił. Na długo przed śmiercią napisała w jednym z listów: „Już kto inny położył na mnie swą rękę" (cytuję z pamięci). W Brze­zince była to nie tylko ręka Ukrzyżowanego. Była to również ręka Zmartwychwstałego i Uwielbionego Chrystusa w chwale. Zdumiewa człowiek. Zadziwia, jak koniec różni się od początku. Zaskakuje życie człowieka. Wprawia w zdziwienie los człowieczy. Napawają zdumieniem wybory życiowe człowieka. Szczególnie w wypadku ludzi takiego pokroju, jak Edyta Stein. Do Oświęcimia wybrała się z lichym węzełkiem. Ale w tym wę­zełku było jej życie. W węzełku zmieściły się jej narodziny i jej pochodzenie, a dalej wszystkie bicia jej serca, wszystkie pytania, wątpliwości, poszukiwania, odkrycia, olśnienia jej umysłu.

Ten marny węzełek zawierał jej wielkie wybory brzemienne w umiłowanie światła i dobra, wartości i człowieka, w miłość Boga. Byle jaki węzełek ukrywał jej powołanie: myślicielki i wy­chowawczyni, społeczniczki i świadka czasów pogardy człowieka, karmelitanki i męczenniczki. Demoniczne siły wtrąciły ją w otchłań zagłady. Ale ona znalazła tam - na przekór okolicznościom - bezmiar Istnienia, Życia, Światła, Miłości.

Witold Broniewski
fragment z: Witold Broniewski, Edyta Stein, obecna i bliska, Toruń 2007